Relacja RPA-Eswatini-Lesotho

Dzień 0, Polska 🇵🇱 – RPA 🇿🇦
Pozdrowienia z Republiki Południowej Afryki 😁 Kolejna rowerowa przygoda, kolejny kraj, pasmo górskie, region świata, nowi ludzie, zwyczaje, kuchnia, a w skrócie jak zwykle najwyższe drogi i przełęcze na rowerze 😍🗺🚵‍♂️
W przeddzień wylotu zrobiło się w miarę ładnie, więc podjechałem jeszcze do zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego Ducato na regulację przerzutek. Skończyło się na wymianie linki tylnego hamulca i prostowaniu haka przerzutki 😁 Podczas pakowania roweru do kartonu jeszcze raz zrobiłem przegląd rzeczy i sprzętu. Kilka drobiazgów odrzuciłem i łączna waga całego ekwipunku to dokładnie 29391 gramów czyli znacznie poniżej 30 kilogramów 😁 Nieźle jak na miesięczną wyprawę na cztery sakwy 👍 Dodałem kilka grubych trytytek aby połączyć sakwy z rowerem i dodatkowo zabezpieczyć sakwy przed szybkim ich ściągnięciem przez osobę niepowołaną 🤔 Pierwszy raz od dawna zabieram też zapięcie do roweru. W krajach większego ryzyka kradzieży staram się w ogóle nie zostawiać roweru bez opieki. Będąc w sklepie czy restauracji rower będę przypinał w miejscach względnie bezpiecznych, otwartych przestrzeniach, pod okiem kamery czy ochrony 👮 Jak zawsze przed wyjazdem masa spraw na głowie 🫣 Wiele rzeczy ogarnia się w przeddzień wyjazdu i nie da się ich przyspieszyć 🤷 Na lotnisku karton z rowerem ważył 22.7kg czyli trzysta gramów poniżej limitu. Jakby było 23.5 kg też nie byłoby problemu 📦 Poza kartonem który zostawię na lotnisku docelowym nie mam ze sobą żadnych zbędnych przedmiotów i rzeczy. Dostępny miałem jeszcze bagaż podręczny i małą rzecz osobistą, a w sumie udało się przejść przez bramki z dwoma sakwami po 25 litrów o wadze 6 i 4 kg 😁 W razie skrupulatnego pracownika lotniska mógłbym założyć na siebie kurtkę z sakwy i pomniejszych jedną sakwę do wymaganych wymiarów. W podręcznych wagowo było dużo poniżej limitu wagowego, ale niewygodnie się z nimi poruszać po lotnisku, zwłaszcza jak nie ma wózków bagażowych 🤔 Pierwszy raz leciałem liniami KLM, pierwszy raz odwiedziłem lotniska Shipol w Amsterdamie i OR Tambo w Johannesburgu 👍
Podróż do RPA zajęła mi ponad dobę. Najpierw taxi, potem pociąg, autobus na lotnisko, dwa przeloty i dopiero udało się dotrzeć do początku wyprawy 🫣 8600 kilometrów w linii prostej od domu i tylko jedna godzina różnicy czasu 😁👍 Wczoraj i dziś spanie na lotnisku, a od rana już rowerowa jazda, zwiedzanie Pretorii i poznawanie RPA 🚴

Dzień 1, RPA 🇿🇦, Johannesburg – Vosman, 170km
Druga noc na lotnisku i jakieś 3h spania. Na większości lotnisk można się przespać kilka godzin przed wylotem lub po przylocie. Najwyraźniej w Johannesburgu nie za bardzo. Ochrona podchodziła do mnie dwa razy, raz przed spaniem i drugi raz pół godziny przed moim budzikiem… Wraz ze wschodem słońca opuściłem lotnisko i udałem się w kierunku Pretorii. Od początku przyzwyczajanie się do ruchu lewostronnego. Mój pierwszy dzień w RPA słoneczny i ciepły, na niebie błękit i temperatura do 26°C 😁 Z Johannesburga do Pretorii głównie delikatny zjazd z kilkoma prostymi podjazdami. W Pretorii zwiedziłem tylko Monument Voortrekker na jednym ze wzgórz oraz przejechałem wokół ścisłego centrum miasta. Widziałem dwa budynki ratusza, stary i nowy oraz główny plac miasta. Wyjeżdżając z Pretorii zahaczyłem jeszcze o Ambasadę Polski wywołując tym samym poruszenie wśród ochrony placówki. Jak tylko zauważyli, że robię zdjęcia w pobliżu budynku zaczęli się kierować w moim kierunku. Zrobiłem w sumie trzy zdjęcia pomachałem na do widzenia i odjechałem 🇵🇱 100km do 14:00 i kolejne 70km do 20:00. Ostatnia godzina jazdy już po zmroku, spokojną drogą wzdłuż autostrady N4. Musiałem już dojechać do miasta z braku wody i tym samym zrobił się problem ze znalezieniem miejsca na nocleg. Wszędzie głośno, dużo ludzi i samochodów 🤦 Mocny początek wyprawy, a starałem się jechać bardzo zachowawczo, na tlenie, z wyższą kadencją, bez przemęczania i delikatnie na podjazdach 😁 Mimo dwóch niedospanych nocy i długiego lotu mam jeszcze spory zapas energii 💪 A po dwóch miesiącach unieruchomionej nogi głód wyprawy jest na bardzo wysokim poziomie 😁 Okazało się że mój adapter do gniazdek „na cały świat” nie pasuje do tych w RPA. Chciałem już kupić ładowarkę typu M do telefonu z jakąkolwiek funkcją szybkiego ładowania 🤷 Znów mi się poszczęściło i kupiłem sam adapter. Mały, lekki, 15 randów czyli jakieś 3,41zł 🤣 Ogółem pierwszy dzień w RPA odbieram pozytywnie. Jest bardziej cywilizowanie niż to sobie wyobrażałem. Wiosek z domami z lepianek nie zauważyłem, ale być może przez bliskość do dwóch z trzech stolic RPA. Standardowo góry śmieci na ulicach, a jazdę uprzykrzają mi buduarze w Toyotach Hiace, którzy co chwilę zatrzymują się tuż przede mną 🤬 Kiedy już wyjechałem ze stolicy pełnej spalin i palonych śmieci do moich nozdrzy dochodzić przyjemny zapach eukaliptusa, których drzewa rosną wzdłuż dróg 😁
Pierwsza noc w RPA w namiocie tuż obok stacji paliw.
Dzień 2, RPA 🇿🇦, Vosman – Roossenekal, 146km
Nocleg przy ruchliwej stacji paliw nie był dobrym pomysłem, w nocy sporo głośnych ciężarówek nie dawało spać 🏕️ Rano, pewnie z niewyspania skręciłem nie w tą drogę co trzeba i musiałem nadrobić jakieś 8km 🤦 Sporo ciężarówek z węglem z pobliskich kopalni odkrywkowych 🚛 Dopiero za miastem Middleburg ruch na drodze się tę trochę uspokoił 👍 Od Middleburg zaczął się też długi podjazd z kilkoma bardziej stromymi podjazdami. Większość dnia trzymałem się mało bezpieczniej drogi R555 na której tylko n dłuższych podjazdach jest trzeci pas lub szersze pobocze 🚴 Z tego co widzę, to w RPA kierowcy nie należą do przestrzegających przepisów drogowych. Sporo przekraczają prędkości, wyprzedzają na trzeciego, wyprzedzają mnie przejeżdżając zbyt blisko 🫣
Przed miasteczkiem Stofberg liczyłem na dłuższy postój lub nawet pozostanie na noc w zajedzie dla kierowców. Na miejscu była tylko stacja paliw, osobny sklep i masarnia. Brakowało restauracji i jakiegokolwiek miejsca na odpoczynek. Szkoda, bo na skrzyżowaniu dróg i aż 60km do Mittelburga takie miejsce byłoby wskazane. Przez cały dystans od Mittelburga liczyłem na dobry lokalny obiad… Odpocząłem tylko chwilę, zrobiłem małe zakupy i ruszyłem dalej. Przed zmrokiem dojechałem do wioski Roossenekal. Na stacji paliw znów brak miejsc do siedzenia. Tylko paliwo i sklep. Podjechałem do najbliższego Guest House, okazało się że nie mają miejsc. Zapytałem więc o możliwość przespania się w namiocie. Obsługa wykazała się bardzo gościnna. Skończyło się na spaniu w salonie kominek kominkowym. Miałem dostęp do łazienki, pitnej wody 👍😁
Ponownie udany dzień pod kątem kilometrów, 146km w dziewięć godzin na siodełku 🚴🥵 W pierwsze dwa dni wyprawy zrobiłem grubo ponad 300km, co daje jakieś 10% całego dystansu wyprawy 😁 Tak szalonego tempa nie da się utrzymać w górach, ale zapas kilometrów n kolejne dni jest już spory. Najwyżej wjechałem dziś na 1830 metrów na przełęcz bez nazwy.
Dzień 3, RPA 🇿🇦, Roossenekal – Long Tom Pass, 100km
Po trzech ostatnich nocach krótkiego i przerywanego snu, w końcu udało mi się coś pospać 😁 Ciemno, cicho i bezpiecznie, na miękkim materacu, o optymalnej temperaturze wyłączyłem się na dobre 8 godzin 🛏️
Tuż po piątej rano wyruszyłem w kierunku mojego pierwszego celu wyprawowego ⛰️
Od rana pochmurno, wietrznie i chłodno. Nos i ręce mam już lekko przypieczone, więc przerwa w nasłonecznieniu zalecana ☀️ Popołudniu znów słonecznie i gorąco 🥵Dużo spokojniejsza i bezpieczna droga R577 z szerokim poboczem 👍 minimalny ruch, przyjemnie się jechało przez większość dnia. Do przełęczy po szczytem miałem jakieś 26km, a do szczytu kolejne 4km. Przełęcz bez nazwy na wysokości 2250 metrów. Od drogi głównej do szczytu był chyba jakiś teren chroniony lub rezerwat. Podobno wjechać na teren szczytu Die Berg potrzebne jest pozwolenie 😯 Powiedzieli mi o tym strażnicy jak już zjeżdżałem z góry 🚴 Na podjeździe mnie nie zauważyli 🤣 Wokół szczytu biegało sporo parzystokopytnych z rogami, ale głównie uciekały i zanikały we mgle… 🦌Szczyt ma wysokość 2331 metrów i jest to dziewiąty najwyższy szczyt RPA 🇿🇦😁Na szczycie tylko anteny i przekaźniki ⛰️ Zdziwiony byłem asfaltową drogą na sam wierzchołek 😯 W nie najlepszym stanie ale jednak 👍Na zjeździe do Lydenburg trafiłem ja jakieś 10km remontu drogi, akurat kładli nową nawierzchnię. Jazda objazdem znów mnie mocno spowolniła 🤷 W mieście Lydenburg zrobiłem dłuższą przerwę na odpoczynek i obiad. Potem lody i ponowny podjazd. Dwa wysokie podjazdy jednego dnia do zdecydowanie za dużo jak na ten etap wyprawy 🤣🚴🥵 O zmroku dojechałem pod przełęcz Long Tom Pass na prawie 2150 metrów. Przy jakimś resorcie zapytałem ochroniarza przy bramie o możliwość rozbicia namiotu 🏕️ Skonsultował się z szefem i miałem bezpieczne spanie 😁 Przy okazji wodę i naładowany telefon 👍
Dzień 4, RPA 🇿🇦, Long Tom Pass – Barberton, 127km
Bardzo dobrą wiadomość dostałem na maila, mój wniosek o wizę do Lesotho został rozpatrzony pozytywnie. Wizę otrzymałem w pliku PDF i to nie za 150$ a za free 😯😁🤔 Jeśli ktoś planuje wyjazd do Lesotho proponuję złożyć wniosek poprzez Konsulat Lesotho w Johannesburgu 👍 Dokument potwierdza, że granicę mogę przekroczyć tylko przez główne przejście w Maseru Bridge, ale będę próbował wjechać do Lesotho przez przejścia, które są bliższe mojej trasy wyprawy 🚴💪 Poranek bardzo mglisty i wilgotny, to mój pierwszy nocleg powyżej 2000 metrów w RPA 🇿🇦 Cały namiot mokry od rosy jak po dobrym deszczu 🏕️🤦 Do 6:30 widoczność na 20 metrów, dopiero na szczycie obok Long Tom Pass kiedy byłem ponad „morzem chmur” znów mogłem cieszyć oczy widokami 😁 W okolicach przełęczy Long Tom Pass jest sporo lasów głównie iglastych 🌲 dużo też ich wycinek 🫣 Na szczyt o wysokości 2200 metrów prowadzi utwardzona betonowa droga, krótko ale stromo 🚴 Dalej miał być długi zjazd do Nelspruit, ale dawno żaden zjazd mnie tak nie zmęczył. Co chwilę krótkie i strome podjazdy, mocno pofalowana trasa, wręcz interwałowa 🥵 Zjazd zakończyłem dopiero w południe z dystansem 83km w Nelspruit. Na dole oczywiście upał, błękit i palące słońce ☀️ 33°C 😯 czyli dla mnie jakieś 13 za dużo …
Nelspruit leży zaledwie na 600 metrów n.p.m. i będzie do najniższy punkt wyprawy, aż do zjazdu z gór pod koniec podróży. Osiągnąłem najwyżej na północ wysunięty punkt cel wyprawy, a za kilka dni w Eswatini będzie najbardziej na wschód. Potem już tylko jazda w kierunku Cape Town na południe i południowy zachód 🌐 Za Nelspruit długi łagodny podjazd na jakieś 1000 metrów i zjazd do Barberton. Stąd już tylko na przełęcz i granicę z Eswatini 😁 Nocleg w przydrożnym Guest House, potrzeba prysznica po upalnym dniu zwyciężyła 😁 Na kolację ogromny stek wołowy 😯
Dzień 5, RPA 🇿🇦 – Eswatini 🇸🇿, Barberton – Piggy Peak, 69km
Po nocy w luksusach zawsze mam problem z planowym opuszczeniem pokoju 🤣 Zebrałem się dopiero o 6:00 🫣 Prysznic, pranie, wieczór z wifi, klima oraz łóżko poprawiają samopoczucie i łamią monotonię długich samotnych wypraw 😁
Od początku dnia ciężki podjazd do granicy z Eswatini w Josefsdal Border Post. Zaraz za Barberton bardzo stromy, sztywny kilku kilometrowy odcinek, najbardziej męczący kawałek tej wyprawy 🥵 10-13% nachylenia. Wyżej też nie było łatwiej, a na dodatek było sporo korekt, więc łączne przewyższenie wyniosło 1600 metrów do granicy z Eswatini, gdzie zaczynałem z 750 metrów, a najwyższym punktem było 1600 metrów n.p.m. 🫣 Do południa słonecznie i upalnie, popołudniu zaczęło się chmurzyć, a na koniec rozpadało się i grzmiało ⛈️ Kilka razy na trasie udało mi się dostrzec małe małpki 🐒 Niestety zbyt płochliwe i niecierpliwe na zdjęcie 🤷 Przez cały dzień minęło mnie tylko kilka aut, bardzo spokojna droga i mało oblegane przejście graniczne 👍 Odcinek Barberton – Piggy Peak i przejście Josefsdal-Bulembu to jedna z trudniejszych przepraw granicznych jakie udało mi się pokonać 💪🚴 Szkoda, że na granicy nie ma przełęczy powyżej 2000 metrów n.p.m… Przynajmniej była jakaś zdobycz za ten całodzienny wysiłek 🫣 Bardzo dziś zmęczyłem mięśnie, pod koniec dnia czułem już pieczenie w łydkach, więc włókna już popalone 🤔🤦 Przydałby się dzień wolny na regenerację, ale póki co nie ma na to czasu … 🤷 Przekroczenie granicy RPA i Królestwa Eswatini, szybkie i bezproblemowe 👍 77 odwiedzony kraj i kolejna pieczątka w paszporcie 😁 Zjazd do najbliższego miasteczka w Eswatini, Piggy Peak tak samo powolny jak podjazd pod granicę. Droga po stronie Eswatini kamienista, nierówna, miejscami gliniasta i śliska podczas deszczu. Do Piggy Peak dojechałem jeszcze w miarę suchy, ale chwilę potem rozpadało się na dobre i musiałem szukać schronienia. Najpierw godzina relaksu w KFC 🤣, potem mycie i smarowanie roweru przy BP, a na koniec nocleg pod wiatą garażową przy stacji paliw 🏕️ Grzmiało i padało do późnych godzin nocnych 🫣 oby do rana się wypadało… 🌧️🌩️
Dzień 6, Eswatini 🇸🇿, Piggy Peak – Mankayane, 118km
Trochę strat z dnia wczorajszego odrobione. Ostatnie kilkanaście kilometrów jazdy do miasta Mankayane już po zmroku.
Dziś też długi podjazd, na 55km jakie miałem do stolicy Mbabane było 1600 metrów z górę i tyleż samo w dół 🚴🥵 Głównie za sprawą zjazdu do tafli sztucznego zbiornika jeziora zaporowego Maguga Dam na 630 metrów n.p.m. Nachylenia jednak około 5-6% więc jechałem spokojnie i płynnie. W nogach czułem wczorajsze zmagania do granicy 🫣 Prawie cały dzień jechałem w deszczu, głównie padała drobna mżawka, zmokłem, potem zdążyłem wyschnąć i tak kilka razy. Było w miarę ciepło, w najcieplejszym momencie dnia jakieś 20°C. Na zjeździe do autostrady z Mbabane nawet jakby zmarzłem 😯 Przyjemne uczucie po ostatnich upałach i gotowaniu się na podjazdach 🥵 Początek dnia trudny, zjechałem jeszcze z głównej drogi aby skrócić sobie trasę o 20km, przez co długo jechałem szutrową nawierzchnią. Przed Mbabane ciekawa skała Sibebe Rock i ostry podjazd do miasta. Przejazd przez stolicę zajął mi dosłownie moment ponieważ cały czas miałem z góry. Zrobiłem tylko kilka zdjęć w centrum i wyjechałem z zatłoczonego centrum. Budynki rządowe porozrzucane są po całej okolicy pomiędzy Mbabane i Manzini. Przejechałem obok parlamentu Eswatini, narodowego muzeum, głównego kościoła i stadionu. Pałacu króla nie widziałem, ale słyszałem że król Eswatini ostatnio sypia w hotelu 🤔 Odcinek z Mbabane przejechałem autostradą, to jedyna droga w kierunku Manzini 😁 To już chyba o kilkunasty kraj oo którym udało mi się przejechać przynajmniej kilka kilometrów drogą szybkiego ruchu, dodatkowym pasem awaryjnym oczywiście 👍 W międzyczasie na przydrożnej myjni umyłem rower z piachu i przesmarowałem napęd, za dużo błota poprzyklejało się do łańcucha i zaczął głośno pracować 🤦 Ostatnie godziny to podjazd do Mankayane w kierunku granicy z RPA 🇿🇦 Nocleg w garażu na prywatnej posesji za zgodą właściciela. W miejscu w którym się zatrzymałem według mapy powinien być Guest House 🤷 Znów mi się poszczęściło, bo lało pół nocy 🌧️🫣
Dzień 7, Eswatini 🇸🇿 – RPA 🇿🇦, Mankayane – Dierkiesdorp, 108km
Poranek dalej deszczowy, udało mi się wyruszyć dopiero o 7:00 kiedy opady ustępowały.
Z Mankayane do granicy miałem jakieś 32km, a do kolejnego miasta w RPA Piet Retief ponad 58km, z tysiącmetrowym przewyższeniem. 8km przed granicą znów się rozpadało, dobrze że co parę kilometrów był murowany przystanek autobusowy, jechałem od jednego do drugiego do granicy. Podczas upałów głównie jeżdżę do drzewa do drzewa w poszukiwaniu cienia 🤣 Tylko dwa dni w Eswatini i oba deszczowe 🌧️🫣 może dlatego Eswatini nie zachwyciło mnie niczym szczególnym 🤔 Dużo dzieci, jak to w krajach szybko rozwijających się, różnokolorowe mundurki szkolne i kobiety w perukach kreujące się na amerykanki 😁 Opuszczając RPA i wjeżdżając do niego z Eswatini w paszporcie dostałem pieczątki „passport control” jakbym w ogóle nie wyjeżdżał z RPA 🇿🇦🤔 Dobrze, że mam obie pieczątki z Eswatini. Na wyjeździe z królestwa na małym przejściu granicznym w Sicunusa-Emahlatini odprawa była ekspresowa👮 Przed południem opuściłem Królestwo Eswatini 🇸🇿 Odcinek do granicy do miasta Piet Retief męczący. Sporo podjazdów, kiepska droga i dużo błota 🥵 Miasto Piet Retief to chyba ważny węzeł komunikacyjny. Sporo ciężarówek, kierowców i tym samym tanie noclegi w motelach w mieście już od 150 zar 🤔😯 Od Piet Retief łatwa tras, ale jechałem głównie prawą stroną jezdni, słaba widoczność, miejscami wąska droga była niebezpieczna, a kierowcom tutaj nie ufać wcale 😡 Jadąc pod prąd czułem się pewniej i widziałem najeżdżający pojazd z na przeciwka 👍🚴 Jak zwykle na wyprawach słabo jestem przygotowany na deszcz. Mam tylko dobra kurtkę, nie zabrałem błotników, ani pokrowców na buty. W razie potrzeby mogę założyć reklamówki na buty. To się nawet sprawdza. Jak pada już wolę jechać pod górę, przynajmniej nie moknę od kół od spodu. Na zjazdach muszę mocno hamować bo robi się fontanna spod kół 🌊 Wszystkie kolory moich sakw wpisują się we flagę RPA 🇿🇦😯😁 Ciekawy zbieg okoliczności. Brawo Extrawheel 👍 Kolory sakw trochę poprzestawiałem tak, aby najbardziej widoczny żółty był po prawej z tyłu. W ten sposób będę lepiej widoczny dla kierowców wyprzedzających mnie. Wszystkie sakwy przymocowałem trytytkami do bagażników. Najprostszy, najszybszy, najtańszy i najlżejszy sposób na dodatkowe zabezpieczenie sakw przed kradzieżą. Niezależnie od producenta, sakwę rowerową można zdjąć z roweru w kilka sekund. Bez narządka sakwy wyrwać się nie da, a samą trytytkę na pierwszy rzut oka niełatwo dostrzec 😁
W Dierkiesdorp nie było żadnego Guest House, a chciałem się wysuszyć po całym dniu jazdy w deszczu. Zapytałem policjantów czy wiedzą o jakimś miejscu na nocleg. Znów miałem szczęście, okazało się że policjanci byli na jakiejś wymianie między posterunkami i wynajmowali dla siebie cały dom 🏡 Dostałem pokój i materac 😁👍 Pod wieczór był jeszcze wypad na piwo i bilard w barze 🤣 Ponownie musiałem się zabrać za mycie i smarowanie napędu. Te brązowe piaski tutaj mocno brudzą i lepią się do roweru , zwłaszcza jak jest mokro 🤦⚙️
Miejscowi z zaciekawieniem reagują na mój widok. Zagadują, pytają, gwizdają, trąbią, najważniejsze, że nie rzucają kamieniami jak w Etiopii ☝️🤣

Dzień 8, RPA 🇿🇦, Dierkiesdorp – Memel, 134km
Dobry dzień, dobry dystans, zdobyta przełęcz na 2000 metrów, dwie niższe, przejazd 50km po szutrach i udany skrót oszczędzający niepotrzebne kilometry i przewyższenia omijając miasto Newcastle 👍 Poranek znów mglisty i chłodny. Do przełęczy miałem 25km i 750 metrów w górę 🚴 Przez chwilę nawet pokropiło, ale im byłem wyżej tym pogoda się poprawiała. Chociaż w okolicach przełęczy zaczął przeszkadzać wiatr 🌦️ Pierwszy raz od dwóch dni zaczęło prześwitywać słońce ⛅ Przełęcz Kastrolnek ma niewiele ponad 2000 metrów n.p.m., brak na niej oznaczeń l, ale wyraźnie zaznaczony najwyższy punkt przełęczy wykuty został w skale. Kolejne kilometry łatwe do ładnego miasta kolonijnego Wakkerstroom 🤔 Obrazy jak bym był w Stanach lub Australii 😁 Za Wakkerstroom ponownie mała i łatwa przełęcz, a potem już tylko zjazd do miasta Volksrust. W końcu cieplej, na niebie słońce, wiatr chwilami silniejszy, no i widoki na jakie czekałem 😍 W Volksrust zrobiłem dłuższy odpoczynek i przeorganizowałem trochę trasę. Ominąłem Newcastle i pojechałem szutrowym skrótem do Memel. Tylko jedno auto, prawie nikogo i jeździec konno z psem 👍 Święty spokój 😁 Po drodze był rezerwat Sneeuwberg, z drogi widziałem tylko coś jakby pieski preriowe lub wiskacze, sporo ptaków w tym dużo wikłaczy olbrzymich oraz blesboki. Mijałem też kilka małych jeziorem na których żerowały flamingi 🦩 Poza tym tysiące sztuk chodzącej wołowiny 🐂😯 Coś na wzór amerykańskich farm, tylko że tutaj szczęśliwe krowy pasą się na zielonych grasladnach 🏞️ Sporo też jest owiec kóz i koni 🐑🐐🐎 Nocleg w Guest House w Memel. Pokój zabookowałem już w Volksrust i przejazd 50km po szutrach był dodatkową motywacją 😁🛌 Od 20:00 nie było prądu i wifi, więc pozostało tylko się wyspać 🥱
Dzień 9, RPA 🇿🇦, Memel – Harrismith, 101km
Poranek słoneczny, zapowiadał się ładny dzień. W nogach odczuwałem wczorajsze szutry 🥵 Z GH wyruszyłem dopiero przez szóstą. Na dzień dobry zaskoczył mnie brak asfaltu na drodze z Memel do Harrismith. Okazało się, że przez większość drogi do wioski Verkykerskop nawierzchnia jest szutrowa, a asfalt jest tylko miejscami na bardziej stromych odcinkach. Wymęczony wczorajszym etapem nie miałem ochoty za zabawy po kamieniach 🫣 Przynajmniej mój gravelowy rower przypomniał sobie swoje naturalne środowisko 🚴😁 Po 22km wjechałem na przełęcz bez nazwy na skrzyżowaniu dróg R722/S56 i gruntowej do Ronderus. Przełęcz leży w pobliżu dużego gospodarstrwa rolnego Waterbult, w pobliżu jest też kilka zabudowań. Po 48km przed południem dojechałem do wioski Verkykerskop 😋 Osada jakby nowo wybudowana, kilka budynków, kościół, restauracja i sklep. Jajecznica i tosty na śniadanie 👍😋 Dalej do Harrismith miałem już trochę łatwiej. Droga asfaltowa, więcej zjazdów tylko wiatr przeszkadzał 🌪️ Chwilami mocno dmuchało z przodu i z boku.
Z Harrismith miałem podjeżdżać na szczyt góry stołowej Platberg, ale po całodziennych szutrach i wietrze nie miałem już mocy… 🥵 Tak naprawdę to przydałby mi się teraz dzień przerwy od jazdy, odpoczynek dla mięśni i odzyskanie trochę świeżości 🚴 Przy najbliższym deszczowym dniu na pewno tak zrobię 🌧️ W sumie przejechałem dziś obok kilku gór stołowych i kolejne kilkanaście widziałem z dalszej odległości 🏜️ Niektóre krajobrazy kojarzyły mi się z Doliną Monumentów w Arizonie 🌄 Nocleg w namiocie, na zajeździe dla kierowców ciężarówek na wyjeździe z Harrismith 🏕️🚛
Dzień 10, RPA 🇿🇦, Harrismith – Monontsha Pass, 121km
W nocy obudziło mnie parę ciężarówek, ale noc nawet przespana 🏕️🥱 Chłodny poranek na wysokości 1600 metrów n.p.m. rozpocząłem od kawy i rogalika na stacji paliw przy zajeździe ☕🥐 Do kolejnego miasta Phuthaditjhaba mialem jakieś 50km względnie płaskiej trasy z łatwym wjazdem na przełęcz bez nazwy na 1801 metrów 🚴 W Phuthaditjhaba byłem już przed 9:00 i po krótkiej przerwie rozpocząłem długi podjazd drogą Mota Road pod szczyt Sentinel Peak ⛰️ Miasto bardzo brudne, sporo dzikich wysypisk śmieci, niektóre palące się, straszny smród chwilami… Na drodze zatrzymał mnie biały miejscowy i podzielił się swoimi doświadczeniami z Lesotho 👍 Końcowy odcinek drogi jest własnością prywatną i za wjazd trzeba zapłacić 70 Zar 🫣 Droga wykonana jest z kostki brukowej i poprzedzona aż do hotelu na wysokość 2200 metrów n.p.m. ⛰️ Prawie cała droga jest bardzo malownicza i widokowa, cały czas można obserwować charakterystyczny szczyt Sentinel 👍 Niestety na kilka kilometrów przed końcem drogi, na rozjeździe do hotelu kostka się kończy i zaczyna rumowisko skalne na którym radzą sobie tylko auta 4×4 🚙 Udało mi się wjechać i częściowo wejść na około 2300 metrów n.p.m. Koniec drogi Sentinel Car Park jest na około 2500 metrów, więc zabrakło mi naprawdę niewiele 🤷 Zawróciłem i podjechałem do hotelowej restauracji na obiad i regenerację sił 🥵 Musiałem jeszcze zjechać do Phuthaditjhaba, ponownie je przejechać i wyjechać na drogę prowadzącą do przełęczy Monontsha Pass. Odpoczynek dobrze mi zrobił bo do wieczora dojechałem aż pod samą przełęcz i zatrzymałem się dopiero 1km przez samą granicą na której jest przełęcz 🚴 Na drodze zatrzymał się pracownik przejścia granicznego, który jest w trakcie budowy swojej logdy. Nie mógł uwierzyć ,że chce spać w namiocie na 2000 metrów i zaproponował mi nocleg w niedokończonym jeszcze domku
Przejście graniczne na Przełęczy Monontsha czynne jest tylko od 8:00 do 16:00, więc przez całą noc nie przejechało nawet jedno auto 😁
Dzień 11, RPA 🇿🇦 – Lesotho 🇱🇸, Monontsha Pass – Butha-Buthe, 105km
W nocy była burza i ulewa, więc cieszyłem się, że mogłem spać w suchym pomieszczeniu zamiast mokrym namiocie 👍🏕️ Rano po 10 minutach byłem już na przełęczy Monontsha Pass, ponad 2200 metrów n.p.m. Strażnik graniczny pozwolił mi wejść na teren zamkniętego jeszcze przejścia granicznego i nawet zrobił mi zdjęcie przy tablicy z nazwą miejsca i przełęczy 😁 Dalej skrótem, chciałem się dostać do głównej drogi do parku narodowego Golden Gate Highlands National Park 🏞️ Tak jak myślałem, 10km kiepskiej jakości drogi nie będzie łatwe do pokonania 🥵 Sporo kamieni, kałuż, błota, potem trochę polnych dróg i znów błoto i kamienie … Kiedy już dotarłem do głównej drogi musiałem pozbyć się błota z roweru z pomocą wody z kałuży i bidonu. Przełęcz Lichens Pass nawet łatwa do pokonania, jedynie krótka sekcja zakrętów miała trochę bardziej stromy odcinek i potem jeszcze jeden krótki podjazd. Podczas przejazdu przez park mogłem obserwować różne skalne scenerie, ale też miałem szczęście do zwierząt. Udało mi się zaobserwować sporą rodzinę pawianów, kilka gnu i zebr 🦓 Gnu było bardzo niezdecydowane czy ma uciekać czy dalej pozować do zdjęć 🤣 Stare pawiany nie bały się w ogóle obecności roweru, widać że do ludzi były przyzwyczajone 🤔 Przejechałem obok 4-5 metrów od dużego osobnika 🫣
Przełęcz Lichens Pass ma wysokość 2041 metrów n.p.m. jednak tablica z jej nazwą stoi znacznie niżej, na około 1900 metrów przy sporym hotelu górskim 🏞️ Na śniadanie zatrzymałem się w jakimś właśnie w tym hotelu, bo nie miałem już nawet wody po bezludnym etapie 🤣 Śniadanie pierwsza klasa, rachunek grozy 🤷🫣 Przed Clarens złapał mnie mocny kryzys i z trudem dojechałem do miasta. Największy podczas wyprawy 🥵 Być może organizm domaga się już odpoczynku lub przed wczorajszy podjazd do późnego popołudnia. Liczę na deszcz w najbliższych dniach i dzień odpoczynku od jazdy 🚴 Przed całym maratonem podjazdów w Lesotho odpoczynek dla mięśni bardzo wskazany 🤔 Odpocząłem godzinę w cieniu, zjadłem i wlałem w siebie dwa lity płynów i wyprawowa maszyna wróciła do pracy 🦿 Długi, prawie bezludny odcinek z Clarens do Fouriesburg z przełęczą pod szczytem Surrender Hill na 1900 metrów pokonałem w niecałe trzy godziny 🚴 Z głównego skrzyżowania przy Fouriesburg skręciłem od razu w kierunku granicy z Lesotho na przejściu Caledonspoort 👮 Granicę pomiędzy RPA 🇿🇦 i Lesotho 🇱🇸 w sumie udało mi się pokonać bez problemu, ale… tak jak wskazuje wiza muszę w ciągu 72 godzin zgłosić się na granicy w Maseru Bridge aby dokonać opłaty 1000 maloti za wizę 🤔🤦 co jest mi zupełnie nie po drodze, ponieważ nawet nie planowałem przejazdu przez stolicę Lesotho 🇱🇸
Tuż przed miastem Butha-Buthe zatrzymał się pewien Szwajcar, Nicolas, który zaprosił mnie do siebie i swoich współpracowników na nocleg. Na kolację było spaghetti i nawet dostałem swój pokój, a rozmowa była tylko o kanapie 🛏️ 👍 A już miałem szukać bankomatu, zrobić zakupy i szukać Guest House 😁👍
Dzień 12, Lesotho 🇱🇸, Butha-Buthe, 0km
Odpoczynek od jazdy 😁
Wieczorem zdecydowałem zostać w Butha-Buthe na kolejny dzień i zrobić dzień bez jazdy 🚳 Udało mi się pospać do 6:00 😯😁 Rano i tak musiałem czekać do 7:30 na otwarcie supermarketu, żeby zrobić zapasy na dalszą część wyprawy po Lesotho. Widzę, że niedzielne poranki są dużo spokojniejsze nawet w centrum miast. Dalej już praktycznie nie będzie dużych sklepów, aż do miasta Lejone czy Mokhotlong. Udało mi się też wybrać trochę gotówki z jednego z bankomatów Banku Lesotho 🇱🇸 Za 2000 maloti prowizja tylko 60m, więc tragedii nie ma. Bardzo wcześnie bo przed 9:00 rano podjechałem do jednego z kilku Guest House w mieście i rozpocząłem nic nie robienie 🤣 Nie da się jechać bezprzerwy na długich dystansach, dzień po dniu. Już wczoraj organizm wysłał mi sygnał o zmęczeniu poprzez kryzys na drodze 🥵 Najtrudniejsze jak i najwyższe przełęcze dopiero przede mną. Szutrowe drogi powyżej 3000 metrów n.p.m. na pewno będą bardzo wymagające i męczące 🚴🥵 Pokój z Butha-Buthe szybko znalazłem w hotelu Crocodile Inn, cena z 700 maloti spadła do 400 maloti (wciąż drogo, 89zł) po krótkich negocjacjach, a zamiast o 14:00 pokój mogłem zająć od 9:00 😁👍 Śniadanie zamieniłem na kolację, z reguły wyruszam po 5:00 rano, a w hotelu nikt tak wcześnie śniadania nie podaje 🤔
Wolny dzień szybko zleciał, przez kilka godzin w hotelu nie było prądu, zamiast siedzieć w telefonie zrobiłem pranie, umyłem i przesmarowałem napęd w rowerze, zrobiłem pierwszą od dawna popołudniową drzemkę 🥱😁 Na kolację pizza hawajska z pieca 👍😋 Wieczorem rozpętała się burza z silnym wiatrem, nie chciałbym takiej w namiocie na 3000 metrów ⛈️ Pomimo pieczątki w paszporcie z ograniczeniem pobytu, jadę według planu, pod koniec trasy przez Lesotho zajadę do Maseru do biura imigracyjnego, wnieść opłatę za wizę i oczekiwać na ewentualne konsekwencje 🛂 Mogę trafić do aresztu, zapłacić grzywnę lub dostać zakaz ponownego wjazdu do Lesotho 🤔
Dzień 13, Lesotho 🇱🇸, Butha-Buthe – Afriski, 91km
Zawiesił mi się notatnik i cały dzień musiałem opisywać jeszcze raz, chyba muszę przeinstalować aplikacje do pisania relacji w smartfonie 🤦 Po burzowej i deszczowej nocy, poranek słoneczny i bezwietrzny 🌞 Bardzo potrzebowałem wczorajszego relaksu, odpoczynku, regeneracji sił 😁 Z nowym, chociaż, niezbyt dużym zapasem energii mogłem rozpocząć zmagania po najwyższych i najtrudniejszych przełęczach Lesotho I Gór Smoczych 🚴⛰️ Rano chyba wszystkie dzieci w drodze do szkoły przywitały się ze mną 🤣 Pierwsze 30km do 9:00 bardzo spokojne i powolne, względnie łatwe, ale i tak z dużą ilością podjazdów i zjazdów. Faktyczny podjazd pod przełęcz Moteng Pass rozpoczął się z wioski o tej samej nazwie. Podjazd okazał się o wiele bardziej wymagający niż się tego spodziewałem 🥵 Ostatnie 6,5km to nachylenia rzędu 10-15%, więc sporo jak na 30kg sprzętu… 🚴 Na przełęczy tylko przekaźnik sieci komórkowej, kioski z napojami, słodyczami, owocami, odpychające toalety i masa śmieci w punkcie widokowym. Oczywiście tablicy z nazwą przełęczy i wysokości brak 🤦 Po krótkim zjeździe z przełęczy był ponowny 100 metrowy podjazd i zjazd w dolinę do obowiązkowego postoju na trasie. Zajazd New Oxbow Lodge oferuje noclegi i posiłki na tym odludnym odcinku drogi. Zatrzymałem się na drugie śniadanie, a w zasadzie już w porze obiadu. Uzupełniłem zapasy wody i ruszyłem w górę. Z hotelu New Oxbow Lodge na przełęcz Mahlasela Pass jest już tylko 13km i 900 metrów przewyższenia. Dużo łatwiejszy podjazd niż na Moteng Pass. Do 6-8% maksymalnego nachylenia długą prostą wzdłuż doliny rzeki Fana River. Na przełęczy praktycznie znajduje się górna stacja wyciągu narciarskiego Afriski ⛷️ Jedno z niewielu miejsc w Afryce gdzie można jeździć na nartach… w sierpniu 🤣 Doczekałem się też tablicy z nazwą i wysokością przełęczy 👍 Przełęcz Mahlasela Pass o wysokości 3222 metry n.p.m. to jedna z najwyższych przełęczy asfaltowych w Lesotho, Górach Smoczych i całej Afryce Południowej 🌍 To też początek najwyższej drogi ciągłej w Lesotho 🇱🇸 Wiele kilometrów powyżej wysokości 3000 metrów n.p.m. ⛰️
Na przełęczy pogoda wymarzona, o 17:00 wciąż ciepło, słonecznie, z lekkim wiaterkiem w plecy 😁 Ponieważ jeszcze nie miałem dość, przed zmrokiem wjechałem jeszcze na szczyt Mahlasela Peak powyżej przełęczy na około 3310 metrów n.p.m. 💪 I jeśli się nie mylę to najwyższa droga szutrowa w Lesotho i całym regionie 🤔 Najwyższy szczyt Lesotho i Gór Smoczych to Thabana Ntlenyana i 3482 metrów, wjechałem niewiele niżej i nie znalazłem wyższych dróg, więc zakładam że ta jest najwyższa 🚩 Już przed zachodem słońca widziałem, że zbliża się burza i musiałem się gdzieś schować. Najpierw podjechałem do restauracji przy ośrodku narciarskim i zjadłem makaron na kolację, a potem zacząłem się rozglądać za miejscem do spania. Ogólnie zagmatwane zasady wjazdu są do ośrodka Afriski. Na bramie głównej płaci się 100 maluti za zjazd na teren ośrodka, a potem jest to odejmowane od rachunku w restauracji 🤔 Dziwna prowizja…
Nocleg na 3050 metrów w budce strażniczej przy Afriski 🤣 Tak chyba jeszcze nie spałem 🤔 Budka trochę ciasna bo jeszcze rower musiał się zmieścić w środku, ale przynajmniej gwarancja suchości przy deszczowej nocy gwarantowana. Lepsze to niż pilnowanie namiotu w nocy czy się nie złamie na wietrze … 🏕️
Dzień 14, Lesotho 🇱🇸, Afriski – Sani Pass, 120km
Królewski etap wyprawy można rzec 😁🚴 Piękny dystans, najwyższa przełęcz drogowa Lesotho, łącznie trzy podjazdy na wysokość powyżej 3000 metrów i wioska 2400 metrów n.p.m. 💪
Nocleg w budce strażniczej całkiem udany, chociaż coś tam podwiewało przy silniejszym wietrze 🤣 Droga krajowa nr 1, odcinek Oxbow-Mapholaneng to najwyższa droga ciągła Lesotho, Gór Smoczych i całej Afryce Południowej 🌍 Od przełęczy Mahlasela Pass aż do doliny rzeki Motseremeni jedzie się praktycznie cały czas na wysokości powyżej 3000 metrów n.p.m. 🚴 To dystans niespełna 46 kilometrów 😁 Na 211 kilometrze drogi głównej A1 znajduje się przełęcz Lekhalong-la-Lithunya (Pass of Guns) 3245 metrów, to druga najwyższa drogowa przełęcz asfaltowa 👍 Zaraz za nią jest kolejna przełęcz Tlaeng Pass. Wysokość 3252 metry n.p.m. daje jej miano najwyższej asfaltowej przełęczy Lesotho, Gór Smoczych i całej Afryki Południowej 🌍 Wyżej w okolicy asfaltu nie ma 💪 Obie bardzo łatwe do pokonania jeśli jest się już na wysokości powyżej 3000 metrów 😁 Zdziwiło mnie jednak, że na tablicy na przełęczy widniała wysokość zaledwie 3225 metrów 🤔 Według moich informacji, źródeł z których korzystam oraz wysokości wskazanej przez GPS jestem pewien, że przełęcz Tlaeng Pass ma powyżej 3250 metrów. Zakładam więc, że to tylko czeski błąd podczas produkcji tablicy i przestawienie cyferek 🤔 Właściwa wysokość przełęczy to 3252 metry nad poziomem morza ☝️Rano było trochę surowo i ponuro, dopóki nie wyszło słońce. Skały, szara zieleń traw i porostów powyżej 3000 metrów 🏞️
Znów zmieniłem plan przejazdu przez Lesotho 🇱🇸 Jednak będzie szybciej i łatwiej jak będę się trzymał głównej drogi i nie zjeżdżał ma szutrowe skróty. Sporo czasu i energii traci się na takich drogach 🥵 Zjazd do miasteczka Mapholaneng zajął mi niecałą godzinę, ale samo miasteczko nie zachwyca niczym szczególnym. Sporo straganów z blachy falistej z różnościami 🤷 Potem zjechałem na 2000 metrów do doliny rzeki Oranje, która przepływa przez RPA i Namibię i wpada do Atlantyku 😯 Po drodze wdrapałem się jeszcze do wioski Moeaneng na prawie 2400 metrów 🥵 Dziś trochę przyspieszony nocleg, przed 18:00 zbliżała się burza, więc musiałem rozłożyć namiot i się chować. Szkoda, bo jeszcze z 10km mógłbym dołożyć, ponad połowa dystansu na przełęcz wzdłuż rzeki jest bardzo łatwa 🤔🚴 Po godzinie deszczu znów wyszło słońce 🤦 Nocleg w pod przełęczą Sani Pass na wysokości 2700 metrów. Do przełęczy zaledwie 21,5km oraz 650 metrów przewyższenia 👍😁 Trzeci dzień z rzędu i trzeci raz burza, deszcz i wiatr przychodzą w okolicach zachodu słońca, a od rana piękna pogoda. Taka powtarzalność bardzo mi odpowiada 🌦️
Dzień 15, Lesotho 🇱🇸, Sani Pass – Dolina Linakaneng, 100km
Po wieczornej burzy noc już spokojną i gwieździsta. Rano tuż po 5:00 wyruszyłem w kierunku Sani Pass. Poranek dość chłodny, może z 8-10 stopni. Wyżej było jeszcze kilka krótkich, trudniejszych odcinków o nachyleniu 1:6 i 1:8. Na znakach widnieją tutaj takie proporcje. Nachylenia nie jest liczone tak jak i nas w procentach i stopniach 🤔 Muszę się za zorientować o co chodzi z tymi numerami. Jak dla mnie 1:6 to takie 12% 🤔 Ponad połowa podjazdu pod Sani Pass prowadząca wzdłuż rzeki Sehonghong River jest łatwa i łagodna. Dopiero kiedy droga oddała się od rzeki nachylenie zwiększa się. Są tylko trzy bardziej strome odcinki podjazdu, łącznie może 2km. Na zjeździe z Kotisephola Pass / Black Mountain Pass w stronę Sani Pass jest chyba najbardziej stromy odcinek drogi asfaltowej w Lesotho. Pokonałem go w obie strony, jadąc do Sani Pass i wracając z niej. Na zjeździe aż zacząłem się niepokoić o moje hamulce, grawitacja mocno pchała mnie w dół, bardzo szybko nabierałem się sporych prędkości i ciężko było wyhamować ⚠️ Rozpędziłem się do ponad 60km/h i trudno było zwolnić na zakrętach. Dawno już nie czułem swądu palących się własnych hamulców 🫣
Na przełęczy Sani Pass jest przejście graniczne z RPA 🇿🇦, kilka hoteli w okolicy oraz najwyżej położony pub w Afryce 🌍 Przełęcz Sani Pass leży na wysokości 2873 metrów n.p.m. a sam pub to część Sani Mountain Lodge w którym są również pokoje do spania oraz restauracja. W restauracji zjadłem dobre śniadanie, napiłem się kawy, naładowałem smartfon do pełna i nawet skorzystałem z wifi 😁 Na powrocie znów musiałem zmierzyć się ze stromym podjazdem pod przełęcz Kotisephola Pass 🥵 Część niestety musiałem przejść, wolałem nie palić mięśni 🔥 Zarówno z Sani Pass jak i Kotisephola Pass zaczynają się znaczone szlaki piesze na najwyższy szczyt Lesotho – Thabana Ntlenyana ⛰️
Wiem czemu tak łatwo jechało mi się wczoraj pod Sani Pass, miałem po prostu z wiatrem. Na powrocie z przełęczy do Kotisephola Pass wiatr mocno przeszkadzał i spowalniał 🥵 Nawet będąc już w dolinie mocno dmuchało. Zdziwiony jestem, że do granicy RPA na przełęcz Sani Pass prowadzi droga w pełni asfaltowa. Biorąc po uwagę fakt, że dziennie przejeżdża tutaj może kilkadziesiąt samochodów to trochę odważna i kosztowa decyzja. Nawet od strony RPA na przełęcz Sani Pass prowadzi droga szutrowa 🤔 Dla tak małego biednego królestwa jak Lesotho, budowa takiej drogi to spore obciążenie finansowe dla budżetu. Mimo wszystko chapeau bas dla inżynierów i budowniczych tej drogi 👍 Chociaż dołożyłbym jeszcze ze dwie agrafki i wypłaszczył najbardziej stromy odcinek o 2-3%.
Pod kolejną przełęcz Menoaneng Pass najtrudniejszy był początek i końcówka. Wraz z początkiem drogi na przełęcz skończył się asfalt, a zaczęło kamienisko. Dziwne, że główna droga do przełęczy Sani Pass jest asfaltowa, a część oringu Lesotho, droga A3 już nie 🤔 Asfalt jest na całej drodze A1 z Maseru do Mokhotlong i właśnie do granicy z RPA na Sani Pass 🚴 Całe szczęście, że większa część podjazdu pod Menoaneng Pass nie była taka stroma 👍 W sumie to od mostu na rzece Sehonghong z 2100 metrów podjazd na 3039 metrów i 20km. Ostatnie 4 kilometry do przełęczy to strome kamienisko. Przełęcz Menoaneng Pass jest dwuwierzchołkowa. Na niższym wierzchołku buduje się właśnie hotel górski na 3000 metrów z widokiem na dolinę. A na wyższym wierzchołku 3040 metrów nie ma nic, powyżej są tylko przekaźniki sieci komórkowych 🚴 Zjazd z przełęczy tak samo tragiczny jak podjazd. Sporo głazów, kamieni, nierówności i lejów po wodzie opadowej 🤦 Do zmroku udało mi się wykręcić 100km i nawet wysuszyć namiot po wczorajszym deszczu ⛺ Nocleg na około 2300 metrów na sporej polanie przy skrzyżowaniu dróg. Na kolację warzywna chakalaka, pączki fatcakes i jabłko 🤔
Dzień 16, Lesotho 🇱🇸, Dolina Linakaneng – Tsieng, 97km
Nocleg na skrzyżowaniu dróg okazał się nadzwyczaj spokojna. Noc mocno gwieździsta 🌌 Po tych górskich drogach jeździ naprawdę niewiele aut, w sumie tylko busy i auta terenowe z zaopatrzeniem. Dzień rozpocząłem od podjazdu na ponad 2400 metrów do wioski i przełęczy Makyananeng. Aż do Thaba-Tseta mocno kamienista nawierzchnia, tylko niektóre odcinki są bardziej gładkie, szutrowe. Spałem na 2300 metrów, miasto Thaba-Tseta również jest na tej wysokości, a na dystansie 60km do miasta duże przewyższenia. Męczący odcinek drogi, łącznie na miałem aż 1700 metrów podjazdów 🥵 Ogółem koszmarna pierwsza część dnia. Przed Thaba-Tseta zjechałem jeszcze do doliny rzeki Oranje i przejechałem nowym mostem na wysokości 1800 metrów n.p.m. Potem do miasta było jeszcze jakieś 700 metrów w górę. Tyle dobrego z tego dnia, że zdobyłem łącznie trzy przełęcze, dwie o wysokości około 2300 metrów i jedną na 2400 metrów n.p.m. 🏞️ Jak na tak wymagający dzień to mimo wszystko słabe zdobycze 🤷 Upał i kiepska mocno mnie zmęczyły 🥵 Przez całą drogę do Thaba-Tseta marzyłem o lodach i chłodzie bo zacząłem się mocno przegrzewać 🔥 Niestety nawet w mieście nie było lodów. W sklepach często nawet nie ma prądu, więc lodówek także 🤦 ,Nie miałem już mocy w nogach aby wjechać na wysoką Matebeng Pass i musiałem ją odpuścić. Tam nawierzchnia też jest tragiczna, tylko dla aut 4×4 🚙 Ważniejsze są dla mnie tutaj przełęcze powyżej trzech tysięcy metrów. Do podjechania pozostały mi jeszcze dwie takie przełęcze 🚴 Mafika-Lisiu w Lesotho i Ben Macdhui w RPA 🚴 W mieście Thaba-Tseta odpoczałem godzinę i ruszyłem dalej. Druga część dnia o wiele łatwiejsza, ale niestety dalej po szutrach 🤦 Z Thaba-Tseta do zapory Katse Dam droga dalej jest szutrowa ma dystansie około 60km 🚴 Tyle dobrze, że ten szuter jest już w znacznie lepszym stanie niż na drodze A3. Przewyższenia także są dużo mniejsze przewyższenia i nawet nieco w dół do zbiornika wodnego Katse Dam 🏞️ Tym razem w wiosce Tsieng zapytałem o możliwość noclegu w namiocie przy gospodarstwie obok drogi. Między wioskami nie było zbyt dogodnych miejsc na rozbicie namiotu, zbyt strome nachylenia zboczy przy drodze. Prosiłem o wskazanie miejsca na namiot, a dostałem pokój 😁 W domu nie było nawet prądu, mieli tylko panel solarny i akumulator. W pokoju była jednak lodówka zasilana gazem, przez co w pokoju było dla mnie za ciepło, więc przeniosłem się na ganek 🤣 W nocy była sucha i cicha burza. Same błyski gdzieś w oddali, bez grzmotów i opadów ⚡
Dzień 17, Lesotho 🇱🇸, Tsieng – Mafika Lisiu Pass, 96km
Drugi dzień z rzędu poniżej 100km, to tylko świadczy o trudności etapów 🥵 Rano straciłem dużo czasu na szutrach. Pomimo zmęczenia jedzie mi się nawet nieźle 🚴👍 Dobrze rozkładam siły, nie szarżuje na podjazdach, oszczędzam mięśnie, dużo piję, więc organizm działa jak należy 😁 Od rana przelotne opady, w sumie się cieszę, bo ostatni obyło za dużo słońca i za gorąco 🥵 Na jednym zjeździe byłem nawet na granicy zmarznięcia, przyjemne uczucie 🤣
Droga A25 z Thaba-Tseta do wioski Makhoabeng jest szutrowa. Asfalt zaczyna się dopiero od wioski i prowadzi już aż do skrzyżowania z A1 w Hlotse 🛣️ Tablica na początku asfaltu informuje, że w budowie drogi partycypowała Unia Europejska 🤔 Przy wiosce Ha Nkokana zdobyłem nawet przełęcz bez nazwy na 2250 metrów 🚴 Tak się ucieszyłem z asfaltu, że nie minęła godzina, a już zdobyłem kolejną przełęcz. Nkaobee Pass o wysokości 2510 metrów. Na przełęczy tablica z jej nazwą i wysokością oraz stacja paliw 🤷🤣 Podjeżdżając na przełęcz mogłem zobaczyć tamę Katse Dam, to najwyżej położona i druga najwyższa tama w Afryce 🌍 Posiada ogromne jezioro zaporowe 🙆 To największy zbiornik wodny w Lesotho 🇱🇸 60km z trudnym początkiem wykręcone do 13:30. Zaraz po zjeździe z Nkaobee Pass zaczął się podjazd pod kolejną wyższą i trudniejszą przełęcz Laitsoka Pass o wysokości 2644 metry. Środkowa część podjazdu była najtrudniejsza, ponad 10% długiego sztywnego odcinka 🥵 Musiałem trochę wężykować, ale podjazd zdobyty 🚴😁 Zjazd do jeziora zaporowego także stromy. Widok z góry na długie jezioro całkiem, całkiem 👍🏞️ Dłuższą przerwę zrobiłem sobie dopiero w miasteczku Lejone. W jedynym Logde w mieście z wifi posiedziałem godzinę i po 87km w nogach rozpocząłem podjazd pod Przełęcz Mafika Lisiu Pass na 3096 metrów☝️🙆 Z Lejone to 15km i 1000 metrów w górę 🚴 Do zmroku dojechałem na 2700 metrów, do przełęczy pozostało mi tylko 9.5km i jakieś 500 metrów przewyższenia 👍 Szukając noclegu rozważałem miejsce przy chacie pasterskiej, ale jak na złość nie było żadnej przy drodze, a jeśli już to nie dało się do niej dojechać, ani podejść z rowerem 🫣 Schowałem się przy moście na wirażu drogi, tak, żeby nie było mnie widać 🏕️
Dzień 18, Lesotho 🇱🇸, Mafika-Lisiu Pass – Nkonana, 118km
Od trzeciej w nocy nocna impreza na niebie 🤦 Deszcz, burza, wiatr… Co chwilę piorun uderzał gdzieś o skały w pobliżu ⚡ Do rana spania za dużo nie było. Na dodatek spałem na skraju miejsca w którym woda z drogi spływa rowem odwadniającym do strumienia i była małe niebezpieczeństwo zalania 💧 Na szczęście woda obrała inny kierunek niż mój namiot ⛺ Po piątej przestało padać, więc wykorzystałem chwilę i wjechałem na przełęcz Mafika-Lisiu Pass, 3090 metrów n.p.m. To ostatnia w Lesotho główna przełęcz powyżej 3000 metrów jaką miałem zdobyć. Najtrudniejsze co miałem zrobić w Lesotho zostało zdobyte, no może poza Matebeng Pass, której raczej nie da się zdobyć od tak, z marszu, jak inne wysokie przełęcze tutaj. Podjazd pod Mafika-Lisiu dość trudny, ale można powiedzieć, że im wyżej tym bardziej się wypłaszczało. Do widocznej z dołu „szczeliny” wykutej w skale nawet ciężko. Dalej jest lekki zjazd i dopiero właściwa przełęcz. Po drodze mija się jeszcze nowo powstałe centrum informacji z możliwością wynajęcia domku z widokiem na wodospad Lepagoa 🏞️ Na przełęczy tablica z nazwą i wysokością przełęczy, spory parking, linie wysokiego napięcia i przekaźniki. Udało mi się jeszcze zjechać do Lejone i rozpadało się na nowo. Chwilę odczekałem ale nie wyglądało żeby miało się wypogodzić, więc założyłem kurtkę i ruszyłem w drogę powrotną do Thaba-Tseta 🤷 Ponownie przejechałem przez most na jeziorze zaporowym i zacząłem powrotną wspinaczkę na wymagającą Laitsoka Pass i łatwiejszą Nkaobee Pass. Niestety na
Laitsoka Pass nie zapisało mi się zdjęcie 🚴🫣 Wracając zmieniłem nieco trasę i pojechałem przez zaporę Katse Dam. Okazało się, że to łatwiejsza droga niż główna ponieważ nie trzeba zjeżdżać poniżej zapory na 1800 metrów 🙆 Wczoraj niepotrzebnie dołożyłem sobie z 200 metrów przewyższenia 🚴🥵 W wiosce koło tamy zrobiłem przerwę w Guest House i akurat przestawało padać 👍 Ponad tamą jest spore centrum informacyjne i najlepszy punkt widokowy na zaporę 🏞️ Kolejne kilometry to już gravelowe odcinki do Thaba-Tseta 🫣 Po deszczu zrobiło się miękko, było sporo kałuż i błota. Chciałem przejechać chociaż połowę trasy , a rano drugą 🚴W sumie się udało, bo kręciłem jeszcze trochę po zmroku. Przy jednym ze sklepów zapytałem o nocleg w namiocie na ogrodzeniem. Właściciel się zgodził, po chwili zaproponował mi nocleg w domu obok sklepu 😁🛏️
Dzień 19, Lesotho 🇱🇸, Nkonana – Marakabei, 101km
Rano starałem się jak najszybciej dojechać do Thaba-Tseta. Po dwóch godzinach byłem już w restauracji jednego z Guest House i jadłem śniadanie 😋 Luksus po ostatnich wymagających dniach 👍 Z racji niedzieli było dziś w mieście nad wyraz spokojnie 👍 W końcu umyłem i nasmarowałem napęd, po szutrach i błocie łańcuch ciężej i głośniej pracował 🙆 Na trasie po raz pierwszy podczas wyprawy spotkałem dwóch rowerzystów, Amerykanie zwiedzali szlaki trailowe na rowerach 😁 Jednak nie jestem jedynym białym na rowerze w Lesotho 🤣Dzieciaki w tej części Lesotho, dzieciaki bardziej zainteresowane są białymi turystami 🙆 Z dala od Maseru, wołają głównie słodycze lub pieniądze na słodycze 🙆 Od kilku dni jedyne co słyszę to „some sweets” lub „give me money”🤦 Jak miałem jakiegoś lizaka lub napadły mnie przy sklepie to coś tam czasem dałem, ale jadąc przez wioski i słysząc przez cztery dni z rzędu „sweets” było już trochę irytujące. Niektóre dzieciaki były wręcz natarczywe i oburzone że nic nie dostały… 🤦 Jak nie słodycze, to pieniądze, albo zegarek, smartfon, cokolwiek aby im dać 🫣 Dobrze, że kamieniami nie rzucały jak w Etiopii☝️ Nie wydaje mi się żeby dzieciaki ma wioskach były głodne, po prostu turyści nauczyli ich takich zwyczajów, na wioskach w sklepach też jest niewiele i zachowują się tak przez ograniczony dostęp do słodyczy 🤷 Na asfaltach tego nie słyszę… dzieci jedynie witają się, pytają gdzie jadę i machają 👋Po śniadaniu ruszyłem na kolejną przełęcz. Wysoka, stroma ale asfaltowa Mokhoabong Pass o wysokości 2880 metrów n.p.m. Sporo procentów i dwie korekty po około 50 metrów w dół na podjeździe. Obok przełęczy szczyt ze sporą anteną, ale ma tej samej wysokości co przełęcz, więc nie jechałem ⛰️ Miałem zagwozdkę na którym z dwóch wierzchołków obok siebie była faktyczna przełęcz. GE i Mapy.cz w tym elemencie miały rozbieżności. Dalej było trochę w dół i w górę, aż dojechałem do przełęczy Borikhoe / Jackals Pass na 2692 metrów. To taka w sumie korekta na zjeździe Mokhoabong Pass, jednak dość wyraźnie zaznaczona z krótkim, łatwym podjazdem. Dalej już zjazd do miasteczka Mantsonyane. Samo centrum standardowe i mało ciekawe. Na obrzeżach miasteczka jednak powiało nowoczesnością. Wzdłuż drogi latarnie solarne, jakaś elitarna szkoła ze stadionem, duży szpital i ogromna willa nad tym wszystkim, jak siedziba króla Lesotho lub najbogatszego człowieka w Królestwie 🤔🤷Z Mantsonyane wjazd na Cheche Pass na 2531 metrów. To tylko 5km i 300 metrów w górę 🚴 Na przełęczy tylko tablica z nazwą wioski 👍 a sama przełęcz wzięła nazwę właśnie od niej 🚴
Z Cheche Pass szybki zjazd wzdłuż kanionu do doliny rzeki Senqunyane na zaledwie 1800 metrów. Rzeka Senqunyane wypływa z drugiego największego zbiornika wodnego w Lesotho, jeziora zaporowego z tamą Mohale Dam 🏞️ Po 17:00 kiedy zawsze łapie drugi oddech i kiedy już było chłodniej rozpocząłem najdłuższy podjazd dnia. Z mostu nad rzeką Senqunyane na ponad 2600 metrów chciałem podjechać możliwie najwyżej. Po całym dniu jazdy jechałem sobie spokojnie 5-6km/h. Ruch samochodowy ciągle niewielki, przyłączył się lekki wiatr i wszędzie było słychać dzwonki owiec i krów 👍 Taka wysoka przełęcz na 2628 metrów, podjazd z 1800 metrów n.p.m. i żadnej nazwy… Dziwne 🤔 Ja bym ją nazwał przełęcz Marakabei Pass od nazwy miasteczka z którego rozpoczyna się podjazd 👍 Nocleg w namiocie na wysokości 2450 metrów na wzniesieniu niedaleko drogi. Udało mi się w końcu wysuszyć namiot i sakwę po ulewie pod Mafika-Lisiu Pass 🏕️⛈️ a wieczorna burza tym razem przeszła bokiem ⚡ Do przełęczy zaledwie 4km i 230 metrów w górę 😁 Bajka… Tak jak lubię, najtrudniejsze zrobić wieczorem, rano dokończyć robotę i jechać do następnego celu 👍
Dzień 20, Lesotho 🇱🇸, Marakabei – Maseru, 107km
Noc spokojna, poranek ☀️ Po 6:00 byłem na przełęczy Marakabei Pass na 2628 metrów ⛰️🚴 Potem głównie w dół, ale było też kilka podjazdów. Przejechałem obok zapory Mohale Dam, samej zapory nie widziałem, ale z góry dobrze było widać jezioro zaporowe 🏞️ Z wioski Tiping ponowny podjazd, tym razem na przełęcz Blue Mountain Pass – Lekhalo La Thabo Putsoa na 2633 metry 🚴 Do kolejnej przełęczy God Help Me Pass – Lekhalo la Molimo Nthuse – 2281 metrów miałem więcej szczęścia. Zrobiłem ją na zjeździe pokonując może 50 metrów w górę 😁 Gdybym jechał ją od strony wioski Siting było by mi o wiele trudniej 🥵 Po tym jak zjechałem do Siting zaczął się już ostatni dziś podjazd na przełęcz Bushmans Pass – (Lekhalo La Baroa / Ngwangwane Pass) na 2435 metrów. I tutaj już musiałem mocno popracować, nachylenia powyżej 10%, ale podjazd tylko kilku kilometrowy. Na trzech z czterech zdobytych dziś przełęczy pięknie opisane tablice z nazwami i wysokościami 😁👍 Za Bushmans Pass jak by góry się skończyły 🤣 Tysiącmetrowe obniżenie terenu, dość płaskie tereny w porównaniu z całą resztą Lesotho 🇱🇸 Im bliżej stolicy tym lepsze domy, niestety mniej tych okrągłych tradycyjnych chat z kamienia i strzechy. Więcej samochodów i coraz gorsza droga… Jak budowali drogi zaczynając od stolicy, te najdalej oddalone asfalty są w najbliższym stanie 🤔 Po drogach najbliżej stolicy jeździ też najwięcej aut 🚚 Dojeżdżając do stolicy mocno się gotowałem 🥵 Temperatura na 1500 metrów n.p.m. powyżej 30°C, piekące słońce i gorący wiatr nie pomagały… Samo Maseru niczym nie zachwyca, długie handlowe przedmieścia i małe centrum miasta. Kilka zabytkowych kamiennych budynków w stylu angielskim jak katedra czy ministerstwo obrony. Pierwszy raz od Butha-Buthe widziałem policję na drodze 🤣 Po tym jak przejechałem stolicę, udało mi się dotrzeć do granicy w Maseru Bridge. Sprawę mojej wizy opiszę w osobnym poście 🫣 Nocleg w jednym z B&B, za ekonomiczny pokój ze śniadaniem zapłaciłem 350 maloti 👍 a za kolację nie musiałem płacić 😯
Dzień 21, Lesotho 🇱🇸, Maseru 🤦
Przyjemnie rano było wyjechać z B&B, dobry odpoczynek, w końcu nie musiałem wstawać 4:45, czyste ubranie, na zewnątrz jeszcze chłód. Jazdą długo się nie nacieszyłem ponieważ zatrzymały mnie w mieście czynności wizowe… Z mojej wizy do Lesotho już się robi zbyt długa saga… 😡 Oczekując popołudnia i ponownej wizyty biurze imigracyjnym jeździłem głównymi ulicami Maseru szukając ciekawych miejsc. Znalazłem ruiny starej poczty, kilka małych parków, do Pałacu Króla niestety mnie nie wpuścili 🤷🤣 Maseru podzielone jest na dzielnice, ale chyba w każdej są budynki rządowe.
Znaleźć restaurację z lodami w stolicy Lesotho też nie było łatwo 🫣 Wszystkie cztery KFC w mieście zamknięte… Może z powodu salmonelli 🤷🤣 Natknąłem się nawet na sklep z pamiątkami i kupiłem magnes na lodówkę 🇱🇸🤔 100 maluti, 22zł, 5$ 🤦 Strasznie drogie te pamiątki nawet w Lesotho. Najbardziej z całej stolicy podobała mi się skała Lion Rock Mountain 🦁⛰️ czyli ogromna lwia głowa wykuta w skale 👍 W sumie dzień minął bardziej odpoczynkowo. Po tym jak ponownie odwiedziłem biuro imigracyjne wyjechałem ze ścisłego centrum miasta i zacząłem szukać GH na nocleg 🏕️ Zajechałem do jakiegoś spokojniejszego na uboczu, ale okazało się, że nie ma miejsc. Zostałem za 100 maluti, bo była niezła restauracja i szybkie wifi, rozbiłem namiot z możliwością wzięcia prysznica 🏕️
Dzień 22, Lesotho 🇱🇸, Maseru – Semonkong, 139km
Nóżki po krótkim wczorajszym odpoczynku dobrze zapodawały od rana. Jechało mi się lekko i swobodnie 😁 Wiedziałem, że będzie dobry dzień do jazdy. W nocy trochę popadało, zrobiło się chłodniej, a słońce od rana schowane było za chmurami ☁️Kiedy już wyjechałem z przedmieść Maseru musiałem się wrócić tą samą drogą w okolice skrzyżowania przy miasteczku Roma, dopiero tutaj zjechałem na właściwą drogę. Dojazd do granicy w Maseru Bridge kosztował mnie więc dzień straty i dodatkowe 50km 🚴🤷 W Roma znajduje się Narodowy Uniwersytet Lesotho, kilka szkół i spory kościół. Na pewno studentom lepiej jest się uczyć poza głodnym Maseru w bardzo spokojnym „Rzymie” 👍 Od rana sporo pagórów oraz dwie zdobyte przełęcze o których nie wiedziałem 😁 Podjazdy bez nazwy na wysokości powyżej 2000 metrów. Najpierw do wioski Senekane na 2040 metrów a potem do wioski Matsaba na 2012 metrów. Oba podjazdy dość wymagające ale krótkie i szybko zdobyte 😁 W przydrożnym Lodge zatrzymałem się na śniadanie i odpoczynek. Nie było prądu, wifi i ładowania smartfona 🤦 Ale na gazowej kuchni udało się przygotować śniadanie 😋 Popołudniu po 90 km w nogach, od miasteczka Ramabanta rozpocząłem długi podjazd na przełęcz Baboons Marshall Point na wysokość ponad 2700 metrów n.p.m. 🚴🥵 Ramabanta znajduje się zaledwie na 1660 metrów, więc było co kręcić. 22km i 1100 metrów w górę, statystycznie średnio 5% ale były i dużo trudniejsze momenty. Droga na na przełęcz mocno zróżnicowana. Trudne podjazdy przeplatały się co chwilę z krótkimi zjazdami. Powyżej 2300 metrów bardzo malownicza i widokowa trasa 👍🏞️ Na przełęczy niestety żadnego znaku czy punktu szczególnego… 🤷 Przez całe przedpołudnie mogłem oglądać różne formy skalne, najlepsze chyba były tuż za Roma ⛰️ Piaskowce lub wapienie pośród których prowadziła droga 🏞️ Licznik pokazał dziś dystans 139km z uwzględnieniem wczorajszych kilometrów ze zwiedzania Maseru 🛖 Dzień uważam za bardzo udany, trzy zdobycze przełęczowe, spora ilość przewyższeń i trasa powyżej 100km 😁🚴 Ostatnie 22km od przełęczy do
Semonkong to już głównie zjazd do miasta. Nocleg w jedynym w mieście Lodge w dormitorium. Obok Semonkong znajduje się bodajże drugi najwyższy wodospad Afryki – Maletsunyane Falls 🏞️ Niestety muszę grzać na południe i jeżeli jutro nie zobaczę go z głównej drogi to już nie zobaczę go nigdy… Z Semonkong można dojść pieszo do wodospadu lub jechać okrężną drogą, 12km do punktu widokowego i centrum informacyjnego naprzeciwko doliny 🏞️
Dzień 23, Lesotho 🇱🇸, Semonkong – Lebelonyane, 110km
Najzimniejszy poranek odkąd jestem w Afryce, tylko kilka stopni rano na 2200 metrów 🤔 Semonkong Lodge jest ukryte w kanionie nad rzeką, więc nie dziwię się, że tutaj jest chłodniej, ale gdy wyjechałem na drogę główną wcale nie było cieplej… Z dormitorium wymknąłem się tuż po 5:00. Część podjazdu do głównej drogi szedłem, ogolenie dojazd do Lodge jest tragiczny 🫣 Domki, restauracja i umiejscowienie hotelu na całkiem przyzwoitym poziomie 👍 Wszystko dzięki magnesowi na turystów czyli wodospadowi 🏞️ Najbardziej zadowolony byłem z kawy z prawdziwego ekspresu, w restauracji działa wifi, jest ciepła woda. Wyższy standard jak na Lesotho 😁 Od razu po wyjechaniu z wioski czekał na mnie podjazd do punktu widokowego na kanion rzeki Maletsunyane River, niestety z punktu widokowego samego wodospadu nie widać 🤷 Ale podjazd na 2355 metrów zaliczony 👍 6km dalej przełęcz bez nazwy na granicy dystryktów Lesotho. Prawie 2600 metrów n.p.m. 🚴 Poranek mimo zjazdu do rzeki Oranje, którą przekroczyłem po raz trzeci o dojazdu do skrzyżowania dróg A5 i A4 bardzo pracowity. Na 50km 1200 metrów podjazdów i 1800 metrów zajazdów z wysokości 2600 na 1550 metrów 😯🚴 a to był dopiero zjazd… Kiedy zjechałem na 1500 metrów znów zrobiło się upalnie 🥵 Dopiero pod kolejną przełęczą na około 2300 metrów było trochę chłodniejszych powiewów wiatru i cienia 👍
Koło południa i po 60 km dojechałem do drogi A4 która prowadzi do dwóch przejść granicznych z RPA. Quacha’s Nek i Telle Brigde, ja jestem zobligowany żeby jechać do tego drugiego. Z Telle Brigde bliżej mi będzie do kolejnych celów wyprawy w RPA 🇿🇦🚴 Przełęcz na 2315 metrów bez nazwy i nawet nie wiem jak się nazywa wioska obok, na mapach nie jest zaznaczona 🤷 Dalsza część dnia to ciągle pagóry, a odstanie kilometry to podjazd pod przełęcz Lebelonyane Pass. To ostatnia w Lesotho przełęcz na mojej trasie wyprawy i na koniec dnia pozostało mi do niej zaledwie 2.5km i 100 metrów w górę 😁 Na koniec dnia dzieciaki znów zrobiły sobie za mną pogoń, w sumie zmęczyłem chyba pół wioski 🤣
Nocleg w namiocie na polance między wioskami niedaleko drogi 🏕️ Męczący dzień przez sporą liczbą przewyższeń 🥵
Dzień 24, Lesotho 🇱🇸, RPA 🇿🇦, Lebelonyane – Lundean’s Nek Pass, 128km
Dzień rozpocząłem od zdobycia ostatniej przełęczy na trasie wyprawy po Lesotho 😁 Lebelonyane Pass na 2458 metrów n.p.m. Przed 6:00 już byłem na przełęczy i szykowałem się do zjazdu… Na początek jakieś 18km do wysokości 1600 metrów, potem kolejne 40km wzdłuż rzeki Oranje 🏞️ Dotarłem do miasta Quthing, potem do ostatniej wioski przez granica z RPA 🇿🇦 Mapy google mają stare zdjęcia. Od wioski Anwyns Kop do granicy jest piękny asfalt 👍😁 Na granicy w Telle Brigde na części Lesotho nawet nie ma komputera czy czytnika paszportów 🤦 Wpisują tylko dane z paszportu go księgi i wbijają pieczątkę 🤣 Na tym mój temat wizy do Lesotho się zakończył. Babka nawet nie zwróciła uwagi na datę na mojej pieczątce wjazdowej do Lesotho 🇱🇸😁 Na granicy na moście na rzece Telle otarłem się o wysokość 1400 metrów. Kilka kilometrów od granicy w stronę następnego celu czyli przełęczy Lundean’s Nek Pass był nawet asfalt i znaki kierujące do przełęczy, potem już były tylko znaki 🤷 Droga i tak nie najgorsza, czasem nawet rozpędzałem się do kilkunastu kilometrów na godzinę 🚴 Po drodze minąłem kilka wiosek, a droga przez jakieś 30km prowadziła wzdłuż rzeki Telle i granicy z Lesotho. Nagle pojawiły się też kościoły, w Lesotho to raczej rzadkość, a tu na wioskach minąłem trzy 🤔
Do zmroku dojechałem prawie pod samą przełęcz. Jakby powtórka z wczoraj 😁 Z namiotu świetny punkt widokowy na dolinę, drogę która trawersuje zbocze i samą przełęcz 🏕️ Nocleg przy drodze na 2070 metrów, jakieś 2,8km od przełęczy. Wieczorem towarzyszyły mi trzy krowy, w nocy gdzieś sobie poszły… Na niebie w nocy niezłe przedstawienie, gąszcz satelit, kilka „spadających gwiazd” i błyskawice przy bezchmurnym niebie 🤔 Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem, może kilkadziesiąt kilometrów dalej była burza i światło błyskawic rozeszło się na niebie 🤔⚡
Dzień 25, RPA 🇿🇦, Laudean’s Nek – Naude’s Nek, 95km
W nocy nie przejechał nawet jeden samochód przez przełęcz 👍 Rano już przed szóstą byłem na przełęczy. Pięknie opisana tablica z nazwą przełęczy, wysokością, informacją o nawierzchni, nachyleniu, odnośnikiem do FB 😯👍 Przełęcz łatwa do zdobycia, do 5% nachylenia, niezły szuter, ruch aut znikomy 😁 Po około 10 km zjazdu skręciłem w lewo jak wskazywała tablica,.w kierunku stacji narciarskiej Tiffindell Ski Resort. Po drodze zatrzymałem się jeszcze na jednej z farm licząc na śniadanie, nikogo nie było, więc tylko uzupełniłem wodę, pobawiłem się z psem i wykorzystałem niezabezpieczone wifi 😁 Następna szansa na śniadanie była na przełęczy Bidstone i hotelu o tej samej nazwie. Właścicieli akurat nie było w hotelu ponieważ to miejsce do samodzielnego pobytu 🏡 W kuchni spotkałem za to przemiłą kobietę, która poczęstowała mnie kawą i ciastem 😋 Następne kilka kilometrów to droga (4×4) przez mękę 🥵 Więcej pchałem rower pod górę niż jechałem 🚴 Dopiero na 15km przed stacją narciarską i po osiągnięciu jakichś 2300 metrów mogłem znów zacząć coś kręcić 🚴 Właściciel prywatnej drogi pozostawił nawet tablicę z informacją, że najgorsza część drogi już została pokonana 🤔 Dowcipniś 🤣 Na drodze początkowo nachylenia do 20%, kamienne rumowiska i wkopane opony w drogę, aby pojazdy mogły w ogóle podjechać niektóre odcinki 🚙 Wyżej jakby zrobiło się bardziej przejezdne 👍 Na 2581 metrów zdobyłem przełęcz Volunteershoek Pass z charakterystycznym schroniskiem górskim. Według znaku to czwarta najwyższa przełęcz RPA 🇿🇦😁 Po kolejnych dziecięciu kilometrach w końcu dojechałem do skrzyżowania, z którego skręca się do ośrodka narciarskiego Tiffindell Ski Resort ⛷️ Cały ośrodek był zamknięty, a drogę blokowało mi ogrodzenie przez które musiałem się przeciskać z rowerem 🫣 Dojechałem do około 2725 metrów n.p.m. pomiędzy budynkami ośrodka 😁⛷️ W ośrodku nie było nikogo. Tablica z zakazem wstępu i kilka kamer. Z Tiffindell Ski Resort na szczyt góry Ben Macdhui o wysokości 3001 metrów prowadzi powiedzmy, że droga 🤣 To niby najwyższa droga szutrowa RPA, ale nie do zdobycia podczas wyprawy, na zmęczonych nogach czy z sakwami 🤷 To bardziej kamienista droga serwisowa dla górnej stacji wyciągu narciarskiego, a ja już więcej ochoty na pchanie roweru pod górę nie miałem 🥵 Z resztą kończyła mi się woda, zaczęło się chmurzyć, więc musiałem uciekać, najlepiej w dół… Rozważałem jeszcze przejazd Tiffindell-Tenahead Traverse (TTT) na końcu którego znajduje się hotel Tenahead Logde, ale też nie miałem pewności czy jest otwarty, a poza tym było do niego aż 39km 🚴 Wołałem więc zjechać do wioski Rhodes. Po kilku kilometrach kolejna niespodziewana przełęcz na drodze 😯 Carlisleshoekspruit Pass to piąta najwyższa przełęcz RPA 🇿🇦 o wysokości 2563 metrów n.p.m.🫣 Ciężko to wymówić, ciężko podjechać i ciężko zjechać…🥵 Bezapelacyjnie to najtrudniejsza i najbardziej stroma przełęcz RPA 😯 Podjechać z wioski Rhodes można próbować na lekko lub na elektryku 🤣 Od zjazdu bolą palce, a na dole skończyły mi się klocki, tym razem z przodu… 🤦 Droga częściowo szutrowa, częściowo betonowa, a w najwyższej jej części tylko dwa ślady betonowe dla aut 🚙 W lecie pokonać tą przełęcz nie jest łatwo, przy suchych warunkach 🤔 Ciekawe jak w zimie narciarze dojeżdżają na stok? 🤣 Kiedy już zjechałem do Rhodes, złapała mnie burza i przemoczyła ⛈️ W jedynej czynnej kawiarni w wiosce w Rhodes zacząłem suszenie, zjadłem lazanię, napiłem się kawy i przeczekałem deszcz. Wszystko inne było zamknięte więc poprosiłem o porcje lazanii na wynos na kolację 😋 Do wieczora miałem jeszcze niecałe trzy godziny, więc chciałem dojechać jak najbliżej przełęczy Naude’s Nek Pass 🚴😁
Dzień 26, RPA 🇿🇦, Naude’s Nek – Mclear, 84km
W nocy dalej trochę padało, a po trzeciej zerwał się wiatr i poszarpywał namiotem 🏕️ Rano do przełęczy miałem jakieś 7km i niewiele przewyższenia 👍 Po wczorajszym maratonie przełęczy, Naude’s Nek to ostatni górski cel wyprawy w tej części Południowej Afryki 🌍 i więcej wysokich podjazdów już tutaj nie zdobędę, przynajmniej podczas tej wyprawy 😁 Samolot za dwa dni, a ja nie mam szans na dojazd rowerem do Cape Town 🤷 Zasiedziałem się trochę w Lesotho, a trasa wyprawy była dobrana zbyt optymistycznie biorąc pod uwagę jej czas trwania 🙆 Pierwszy wyższy wierzchołek przełęczy zdobyłem chwilę po szóstej, drugi niższy, ale ten właściwy o 7:00 🚴 Na wyższym wierzchołku żadnej tablicy, na niższym tylko nazwą i wysokość. W porównaniu do wczorajszych tablic, dzisiejsza wyglądała bardzo skromnie 😁 Odkąd opuściłem wczoraj wioskę Rhodes nie minął mnie żaden samochód i nie spotkałem nikogo do trzynastej 🤔 Nieźle bezludzie na koniec wyprawy 😁 Miałem trochę problem z brakiem wody, ale zaryzykowałem, napiłem się i napełniłem bidony w jednym z potoków na trasie 🤷 Aż do samego Mclear droga jest szutrowa. Do 14:00 udało mi się pokonać po różnego rodzaju szutrach 80km i dojechać do miasta 😁 Zjazd był tylko z samej przełęczy, dalej sporo pagórów 🚴
W Mclear moim planem było najpierw się napić 🥵 a potem znaleźć busa do Mthatha czyli miasta Nelsona Mandeli 🇿🇦 Dalej chciałem się dostać do Durban, skąd pewnie łatwo o transport do Johannesburga 🏙️ Odpuściłbym wtedy przelot z Cape Town do Johannesburga ✈️ Nie spodziewałem się, że już w Mclear uda mi się złapać bezpośredni transport do Cape Town 😯 W Mclear spędziłem może pół godziny 🤣 Szczęście sprzyja mi podczas tej wyprawy, jak nigdy dotąd 😯 Już zaczynałem się obawiać czy w ogóle zdążę na samolot 🙆 O wiele bardziej chciałem jechać do Cape Town, wracać do Johannesburga, pingwiny i ocean wygrywają z betonową stolicą 🌊
Do tej pory tylko narzekałem na Toyoty Hiace i ich kierowców za zajeżdżanie mi drogi, a teraz sam byłem pasażerem 🤣 W busie było tylko parę osób, a przez brak klimatyzacji w części pasażerskiej było strasznie gorąco 🥵 Za podróż z Mclear do Cape Town zapłaciłem 850 rand wliczając w cenie rower, który jechał z bagażami w przyczepce za busem 🚐 Jak zaczął padać deszcz panowie nawet założyli pokrowiec na przyczepkę, żeby bagaże nie zmokły… Akurat po ostatnich szutrach rower zasługiwał na porządne mycie 🤣 Większość busów jeździ w dwu lub trzyosobowej obsadzie 🤔 Na trasie była kontrola policji i kontrola związku przewoźników taksówek 😯 Kierowca dostał mandat na 1200 rand, ale nie wiem za co 🤔
Dzień 27, RPA 🇿🇦, Cape Town
Hiacynt i dwóch kierowców przejechało 1200 km w 15 godzin, z czego ostatnia godzina do rozwożenie pasażerów po okolicach i centrum Cape Town. Po drodze dwa tankowania po 63 litry diesla 🚐 Podczas tankowania busy wjeżdżają na specjalne podesty, żeby zmieściło się kilka litrów paliwa więcej 🤣 Przed ósmą rano siedziałem już w Mcd, jadłem śniadanie i obmyślałem plan na ostatnie dwa dni w RPA 🇿🇦😋 Najpierw podjechałem do ścisłego centrum Cape Town, zwiedziłem Fort Dobrej Nadziei, w tym najstarszy budynek Afryki Południowej, a potem głównymi ulicami miasta w przejechałem w pobliże stadionu i na nadbrzeże 🏙️ Po drodze minąłem ratusz i główny plac miasta. W Cape Town przedmieścia mocno różnią się od ścisłego centrum i domów wzdłuż plaż 🙆 Kilometry przedmieść to głównie slumsy z kartonu i blachy falistej 🤔 Całe osiedla i tysiące ludzi mieszkających i pracujących w ledwo się trzymających kupy budynkach 🤦 Centrum Cape Town to już całkiem normalne miasto ze sporą ilością zabytków. Kapsztad to jedna z trzech stolic RPA, w której mieści się parlament i sprawowana jest władza ustawodawcza 🏛️ Najbardziej turystyczna część miasta czyli Waterfront to już głównie drogie hotele i apartamentowce 🏢 Przy nabrzeżu znajduje się też stadion wybudowanym dla MŚ 2010 🏟️, Diabelski Młyn Cape Town Wheel 🎡 i spore centrum handlowe 💸 Dalszą część dnia przeznaczyłem na przejazd wzdłuż wybrzeża do wioski Hout Bay, gdzie zatrzymałem się w hostelu niedaleko plaży 🌅 Wieczór to już początek przygotowań do jutrzejszego wylotu ✈️ ale spacer po plaży musiał być 😁
Dzień 28, RPA 🇿🇦, Cape Town, 118km, wylot
Po nocy w hostelu przy plaży w wiosce Hour Bay, jak zwykle tuż po piątek rozpocząłem swój ostatni dzień w RPA. Płatną drogą widokową Chapsman’s Peak Road minąłem kilka punktów widokowych na zatokę i ocean, przy wiosce Hout Bay widziałem nawet mały zamek 🏰 Na trasie też sporo zabytkowych baterii dział morskich💣Następnie przejechałem na drugą stronę Półwyspu Przylądkowego, gdzie w miasteczku Simon’s Town na plaży Boulders można obserwować kolonię afrykańskich pingwinów przylądkowych 🐧 Nie udało mi się zobaczyć pingwinów w Patagonii, na Antarktydzie też może nie być takiej możliwości, więc cieszę się, że udało mi się zobaczyć mniejszych braci pingwinów cesarskich w Afryce 🌍🤣🐧 Wstęp na plażę na której żyją pingwiny dość drogi, prawie 200 rand czyli 43 złote. Kolonię zamieszkuje kilkaset pingwinów, ale kupując bilet ma się pewność, że pingwiny będą na plaży, wydmach lub skałach ☝️ Na plaży byłem tuż po otwarciu czyli po 8:00 🐧 Plażę z pingwinami można oglądać z dwóch punktów widokowych 🐧 Rano większość kolonii wygrzewała, leżąc na piasku tyłem do słońca 🌞 Tylko kilka pingwinów zdecydowało się na poranną kąpiel w zatoce 🌊 Obok kolonii pingwinów, żyją góraliki skalne, które mają swoje nory wzdłuż drewnianych podestów prowadzących do plaży 🌅 Z Simon’s Town do lotniska miałem jeszcze jakieś 40km 🚴 Musiałem jeszcze spakować rower, przebrać się, odprawić i oczekiwać na wylot do Johannesburga ✈️, skąd czekał mnie główny lot do Amsterdamu i kolejna przesiadka do Wrocławia 🇵🇱 Ostatnie kilometry przed lotniskiem to znów osiedla bezdomnych i dzieci bawiące się na cmentarzu 🙆
Aby spakować rower do samolotu kupiłem tylko taśmę pakową i folię i kuchenną 📦 Na obrzeżach lotniska znalazłem zbiorowisko kartonów i z pomocą taśmy oraz folii zrobiłem całkiem mocny pokrowiec na rower 😁 Następne kilkanaście godzin to powrót do Polski 🇵🇱✈️😁…