15.04 – 15.05.2022 – Podsumowanie wyprawy po Maroku
Podczas trzydziestodniowej wyprawy po Maroku, głównie przez pasmo górskie Atlasu Wysokiego przejechałem dokładnie 2332 kilometry (63, 105, 108, 101, 0, 91, 114, 126, 103, 87, 100, 62, 0, 112, 123, 103, 112, 0, 109, 103, 121, 142, 102, 132, 130, 0, 0, 0, 113). Średni dzienny dystans, nie licząc dni wolnych od jazdy wyniósł 101,3 kilometra dziennie. Podobnie jak podczas wszystkich moich podróży, starałem się, aby dzienny dystans wynosił około 100km i także tym razem to mi się udało. Jak zawsze priorytetem podczas wyprawy było zdobywanie najwyższych dróg i przełęczy. Do tej pory podróżowałem rowerem po Himalajach, Andach, Alpach, Pirenejach, Karpatach, Kaukazie, Górach Betyckich, Apallachach, Górach Skalistych, Górach Skandynawskich, Wielkich Górach Wododziałowych czy Grampianach i Wogezach. Teraz to tej długiej listy mogę dołączyć Góry Atlas i jego marokańskie przełęcze. Maroko było 73-tym krajem który odwiedziłem, ale dopiero drugim na kontynencie Afrykańskim. W 2017 roku zwiedziłem na rowerze Etiopię i zdobyłem najwyższą drogę Afryki prowadzącą na szczyt Tulu Dimtu – 4377m n.p.m.
Najwyższą przełęczą jaką udało mi się zdobyć była Tizi n’Fougani (Tizi n’Aït Hmed) o wysokości 3005 metrów n.p.m. Jednocześnie jest to najwyższa droga asfaltowa oraz asfaltowa przełęcz Maroka. Poza nią zdobyłem jeszcze 29 innych wysokich przełęczy i podjazdów górskich powyżej 2000 metrów n.p.m i kilka niższych. Zdobycze Afryki. Niestety nie udało mi się zdobyć najwyższego szczytu Maroka oraz Gór Atlas – Jebel Toubkal oraz najwyższej drogi Maroka, prowadzącej na szczyt Jabel Ayachi na wysokość 3727 metrów n.p.m.
Aby wjechać do Maroka (kwiecień-maj 2022) wymagane było pełne szczepienie na Covid-19 oraz test PCR, osoby niezaszczepione oraz ozdrowione nie miały szans na wjazd do Maroka. Granice Maroka można przekroczyć wyłącznie za okazaniem ważnego paszportu, nie dowodu osobistego. Wymagany był także formularz lokalizacyjny wypełniany online lub w wersji papierowej. 19.05.2022 zasady zostały nieznacznie złagodzone.
Start wyprawy zaplanowałem w Agadirze, a metę w marokańskiej stolicy Rabat. Po drodze minąłem duże miasto Marrakesz oraz dawne stolice Maroka, Fez i Meknes. W Marrakeszu największą atrakcją miasta jest plac targowy Jemaa el-Fna. Na placu, który przyciąga turystów głównie po zachodzie słońca znaleźć można stragany restauracyjne, owocowe oraz z orzechami i daktylami. Po kolacji z grillowanego mięsa, świeżego koktajlu z owoców i przekąski z orzeszków z sezamem lub przyprawami na placu można poobserwować zaklinaczy węży, bębniarzy, tancerzy i innych wyciągaczy gotówki. Tylko małych małpek na smyczy szkoda… Poza przełęczami, najbardziej wyczekiwanym przeze mnie miejscem, które chciałem odwiedzić był Wąwóz Dadès i słynne drogowe zakręty. Rzeka Dadès, która przez miliony lat żłobiła wielokolorowe miękkie skały piaskowca i wapienia utworzyła głęboki kanion. Przez większość roku rzeka Dadès ma niewielki przepływ, tylko podczas topnienia śniegów z Wysokiego Atlasu przybiera na sile i razem ze przepływającymi skałami i osadami stopniowo pogłębia ściany wąwozu. Zanim od miasta Boumalne wjedzie się do wąwozu, przejeżdża się obok wielu kazb, czyli okazałych twierdz strzegących drogę w góry. Droga z wąwozu prowadzi na wysoką przełęcz Tizi n’Ouano na wysokość 2910 metrów n.p.m. Na całej trasie do przełęczy, są trzy miejsca które zachwycają, reszta drogi to normalna dolina z rzeką, wioskami i górami. Pierwsze to seria stromych zakrętów na tle wąwozu rzeki Dadès. Drugie to wąski przesmyk pomiędzy skałami, kiedy rzeka i droga biegną tuż obok siebie. Trzecie to widok z wysokości kilkuset metrów na rzekę Dadès. Z wysokości prawie 2000 metrów n.p.m. widać pewne podobieństwo do Wielkiego Kanionu w USA.
Połowa wyprawy trwała w okresie ramadanu, więc było to dla mnie niewielkie utrudnienie w podróży. Po pierwsze chciałem uszanować ścisły post muzułmanów i nie narażać ich na widok spożywanych przeze mnie posiłków, a po drugie większość restauracji i hoteli była pozamykana. Z racji tego miałem mniej możliwości odpoczynku i posiłku. Sklepy podczas ramadanu były otwarte krócej, zazwyczaj kilka godzin rano i kilka wieczorem, zwłaszcza w małych górskich wioskach. Dzięki temu, że przez Maroko jechałem w ramadanie, kilka razy miałem okazję spróbować zupy podawanej wyłącznie w okresie postu – harira oraz słodkich ciastek z miodem i sezamem – chebakia. W ramadanie nieliczne otwarte restauracje miały mocno okrojone menu. Na śniadanie, ale i również na kolację jedynym wyborem był omlet czyli po naszemu jajka sadzone. Na obiad i kolację często podawano narodową potrawę Maroka czyli tajin (tadzin). Tak naprawdę tajiny niezbyt mnie zachwyciły, szczególnie kiedy dostałem bezmięsny. Główne składniki to ziemniaki i marchew, inne warzywa w tajin to głównie dodatki, które zmieniają się zależnie od restauracji. Danie kuskus to posiłek piątkowy i tego dnia jest największa szansa na jego zjedzenie. Jedynie w centrach dużych miast restauracje serwują go codziennie. Do kaszy kuskus dodaje się te same składniki, które znajdują się w tajin 🙂 Oba dania sprawiają najwięcej frajdy podczas pierwszego podania. Najpopularniejszym napojem w Maroku jest berber whisky, to nic innego jak herbata podawana w srebrnym imbryku. Herbata jest czarna, czasem miętowa, gorąca i mocno słodzona. Herbatę z imbryka nalewa się z dość wysoka, a następnie kilka razy przelewa ze szklanki do szklanki w celu jej szybkiego schłodzenia.
Samotni podróżnicy rowerowi w Maroku są pod czujnym okiem żandarmów i nieumundurowanych funkcjonariuszy „National Security”. Wielokrotnie podczas wyprawy zatrzymywany byłem przez żandarmerię królewską Maroka i tajnych agentów bezpieczeństwa. Kiedy obcokrajowiec nocuje w hotelu, motelu, gite gospodarz obiektu musi zgłosić ten fakt żandarmerii. Kiedy więc „znikałem” na kilka dni śpiąc w górach w namiocie, żandarmi nie mieli pojęcia gdzie jestem i w którym kierunku zmierzam. Zapewne dlatego zatrzymywali mnie na drodze i kontrolowali paszport. Raz nawet pilnowali jak śpię w namiocie w zagajniku, oczywiście dla mojego bezpieczeństwa, mimo, że spałem na odludziu pomiędzy wioskami, na granicy parku narodowego.
W Maroku krajobrazy są bardzo zróżnicowane. Zachodnia cześć kraju jest bardziej rolnicza i zielona, a wschodnia piaskowa, pustynna. W górach Atlas jest bardzo mało drzew i dominuje dość przygnębiający krajobraz księżycowy. Jedynie w dolinach przy nielicznych ciekach wodnych i studniach mieszkańcy wiosek starają się wykorzystać każde wypłaszczenie na uprawy. W górach widziałem wiele tarasów uprawnych na których rosną drzewa oliwne, zboża, ziemniaki. W całym Maroku zdecydowanie najwięcej jest sadów oliwnych, spotkać można też eukaliptusy, gaje palmowe, wyżej drzewa iglaste. Ze zwierząt dominują głównie te udomowione i hodowlane. Najwięcej jest owiec, kóz, osiołków pracujących na poletkach oraz koni. Z dzikich zwierząt raz udało mi się dostrzec lisa. Przy drogach spotkać można żółwie, jaszczurki i wiewiórki pospolite. Spośród wielu gatunków ptaków, szczególnie widoczne są bociany, które gniazdują na szczytach minaretów. Ze zwierząt domowych mieszkańcy Maroka zdecydowanie wolą koty na niekorzyść psów. Koty są karmione, wszędobylskie i wszechobecne w całym kraju. Widok kota w restauracji nikogo nie dziwi. Pieskie życie mają niestety większe czworonogi. W większości bezpańskie i bezdomne, schorowane, głodne, czasami łączą się w niewielkie grupki.
Maroko to kraj stricte muzułmański. Panują tam odmienne zwyczaje niż w Europie. Na ulicach, w sklepach, kawiarniach dominują mężczyźni. Szczególnie widoczna dysproporcja jest w małych miastach i w wioskach. Kobiety chodzą ubrane głównie w długich sukniach (galabija) i z różnymi nakryciami głowy i twarzy. W dużych miastach, w tym w stolicy można zauważyć większą liczbę kobiet, nawet ubranych w sposób bardziej europejski. Poza lepszymi hotelami w Maroku nie jest łatwo kupić alkohol. Nawet w stolicy jest tylko kilka sklepów z alkoholami. Jedynym alkoholem jaki piłem w Maroku było piwo o nazwie Casablanca.
Marokańczycy uwielbiają swojego króla i nie należy wypowiadać się o nim źle. Obrazy z jego podobizną znajdują się w każdym domu, hotelu, restauracji. Główne ulice, place i ważne miejsca nazwane są imieniem obecnego lub poprzedniego króla – Mohammeda V lub VI. Podobizna króla jest na wszystkich banknotach, a w stolicy Maroka, Rabat, wznosi się najwyższy biurowiec w Afryce – Mohammed VI Tower.
Zaskoczony byłem ilością dróg asfaltowych, które poprowadzone były nawet na wysokie przełęcze i najbardziej odludne doliny górskie. Pomimo, że wyprawa prowadziła głównie przez pasmo Atlasu, asfaltowe drogi prowadziły w najbardziej oddalone górskie doliny. Wiele górskich przełęczy, także tych powyżej 2000 metrów n.pm. jest obecnie przebudowywana. Drogi są poszerzane, prostowane i dzięki ciężkiemu sprzętowi prowadzone nowymi śladami. Szkoda tylko, że stare, często historyczne drogi i przełęcze są zastępowane autostradopodobnymi traktami bez charakteru i uroku w porównaniu do dróg budowanych wiek lub dwa temu…
Niestety wzorem innych krajów Afryki, Azji i Ameryki Południowej, także w Maroku w żaden sposób nie dba się o o ochronę środowiska. Śmieci są wywożone poza miasta i wyrzucane na prymitywnych wysypiskach. Wiele z nich jest palona, inne wpadają do koryt rzek. Śmieci pali się także w centrach miast.
Maroko to była kolonia francuska. Poza językiem arabskim, w turystyce używa się głównie francuskiego. Warto więc, nauczyć się przynajmniej kilka słówek i zwrotów francuskich przed przylotem. Po drogach jeździ jeszcze wiele francuskich samochodów sprzed 20-30-40 lat. Zdobywanie przełęczy i zwiedzanie nowego regionu świata nierozerwalnie łączy się z poznawaniem nowych miejsca, ludzi, ich kultury, tradycji, kuchni. Muszę przyznać, że Marokańczycy i Berberzy są bardzo mili, gościnni i pomocni. Kilkukrotnie pomagali mi z brakami wody i jedzenia. Od rana do wieczora podczas jazdy słyszałem wielokrotnie „bonjour monsieur” skierowane w moją stronę. Nawet kierowcy zachowywali odpowiedni dystans podczas wyprzedzania i nie przypominam sobie, żadnej niebezpiecznej sytuacji na drodze podczas całego miesiąca w Maroku.
Statystyki:
30 dni wyprawy
2332 kilometry podczas wyprawy
101,3 średnio pokonanych kilometrów dziennie
3005 metrów n.p.m. najwyższa zdobyta przełęcz i wysokość wyprawy
2750 metrów n.p.m najwyższy nocleg w namiocie
-1 – 34 °C zakres temperatur podczas wyprawy
1 zdobyty podjazd powyżej 3000 metrów n.p.m.
29 zdobytych podjazdów powyżej 2000 metrów n.p.m
6 zdobytych podjazdów poniżej 2000 metrów n.p.m.
12 kg masy ciała mniej